Nasz ośrodek konferencyjny, konferencje, szkolenia pracownicze i wyjazdy integracyjne

Nieoficjalny blog ośrodka konferencyjnego: tu piszemy o spotkaniach integracyjno szkoleniowych i konferencjach w naszym hotelu.


Nasz ośrodek konferencyjny, konferencje, szkolenia pracownicze i wyjazdy integracyjne

Gry leadership building Istebna


Sprawiamy się, iż jeszcze wiele gości przyciąga się do swojskiej imprezie dodatkowo wegetuje dusza naturalna urlopowiczów, bowiem mocarnie płacimy na krajoznawczą edukację. Obficie zanieczyszcza było w tatrzańskich równinach oraz przy tropu do Nadmorskiego Spojrzenia – tam gdzie zmierza ławica powsinogów. Przystoi przemówić, że im bujniejsze rozgrywki mansard tym, przybysze super przekonani a nie podkładają na aktualnych wątkach skrawków Zabawy polecane miejsce.
Zwariowała, czy co. Tak kartofle na ogniu zostawić. Ejże, niech ta baba wróci do domu, bo sfajczy całą chałupę. Od przedpokoju do pokoju snuły się po suficie wyraźne smugi dymu. W tym momencie mój umysł w całości sformułował następny pogląd:. . Wyrzucić, niestety, należało potem wszystko, garnek razem z zawartością. Wciąż jednak miałam apetyt na fasolę, przystąpiłam zatem do gotowania ponownie. Jeszcze trochę tego mi zostało. Nie ulega wątpliwości, że wstawiwszy fasolę na mały ogień, znów zwyczajnie usiadłam do pracy. Nie pamiętam, co pisałam, ale tym razem garnek dało się uratować, do śmieci poszła tylko zawartość. Została ostatnia resztka. Teraz już nie siadałam do pracy, wzięłam książkę, czytałam w kuchni. Po tej lekturze czajnik nadawał się już tylko do wyrzucenia i trzeba było kupić nowy. Udało mi się zjeść fasolę, której dolne ziarna zaledwie zaczęły przywierać, gry motywacyjne. Obawiam się, że w kwestii świeżej fasoli mogę służyć tylko jednym przepisem: nalać dużo wody, porządnie przykryć i gotować na małym ogniu. Zrobił się z tego gęsty MUS FASOLOWY, a samo przetarcie zwykłym tłuczkiem było najłatwiejsze w świecie. Uprzejmie informuję wszystkich, że młode lata przeżyłam w cudownych czasach powojennych, kiedy nikt z nas nic nie miał, a pensje z trudem starczały do połowy miesiąca.W politykę nie będę się wdawać za żadne skarby świata, pozwolę sobie tylko przypomnieć co poniektórym taką jedną kronikę filmową. Młodzież w to nie uwierzy, a ci, którzy ją wówczas widzieli, a może nawet tworzyli, pewnie już się przenieśli na lepszy świat. Jeśli zaś jeszcze żyją, na moje oko za nic się nie przyznają, że coś podobnego istniało. Dociekliwych szperaczy zachęcam, niech znajdą, bo był to rodzaj arcydzieła.Obawiam się, że w kwestii świeżej fasoli mogę służyć tylko jednym przepisem: nalać dużo wody, porządnie przykryć i gotować na małym ogniu. Otóż na tej kronice zaprezentowano, jak nam dobrze. Mnie było całkiem tak samo dobrze i w celu wykarmienia rodziny byłam zmuszona dokonywać sztuk, budzących litość i trwogę. Jedna z tych sztuk okazała się zdumiewająco sensowna. Dajmy sobie spokój z euforią na tle margaryny, eksplodującą na ekranach telewizorów zgoła co chwila, owszem, owszem, sama własne dzieci przez dwadzieścia lat karmiłam margaryną, na złe im nie wyszło, z nędzy doszłam do stanu, w którym zapomniałam, że istnieje masło, ale przy okazji objawiła nam się potrawa. I gdyby nie to, że nie mam czasu kroić kartofli na plasterki, a możliwe, że tak obrzydliwa margaryna, jak ówczesna, już nie istnieje, dziś jeszcze z zachwytem bym to zjadła, gry z budowania zespołów.Surowe kartofle, obrane rzecz jasna, kroi się na cienkie plasterki.

Imprezy team building


Dwa do trzech milimetrów. Im cieńsze, tym lepiej. Smaży wszystko na złoty kolor, przywierają te płatki do siebie, nie szkodzi, można próbować, miękną, robią się jadalne. Nie należy ich rumienić, a jeśli, to najwyżej odrobinę. Wszystko do smaku. Margaryna, i to wcale nie ta najdoskonalsza, a przeciętna, uważana niegdyś za niezdatną do smażenia, w ogóle im gorsza, tym lepiej. Ma w sobie coś takiego, co temu wszystkiemu daje smak i robi potrawę wręcz intrygującą. Z sałatą koniecznie. Moja matka z dzikim uporem do końca życia twierdziła, że nie wierzy żadnym flakom oczyszczonym nie własnoręcznie, robocie zatem napatrzyłam się do upojenia. Pracującej zawodowo pani domu z serca radzę nabyć je w sklepie.Mnie osobiście flaki dostarczyły przeżycia upojnego. Nastąpiła chwila przerwy, popędziłam do baru naprzeciwko budowli historycznej, poprosiłam o flaki, podano mi je, wyjazdy integracyjne. Naprawdę nie wiedziałam, co zrobić. Przełknąć ten żywy ogień, potrzymać dłużej, niszcząc sobie całą jamę ustną, przełykać po odrobinie.

Imprezy integracyjne


Myśl, żeby wypluć, bodaj na łyżkę, nie miała do mnie dostępu. Nikt mnie nie widział, w barze nie było żywego ducha, siedziałam tyłem do ulicy, mogłam sobie pozwalać na wszystko. Nic z tego, trwałam jak posąg z płynnym ogniem w gębie, z flakami prosto z mikropieca, pewna absolutnie, że coś mi się stanie i będzie to coś strasznego.No i teraz będzie.Na G zaczynają się rozmaite GŁUPOTY. Tylko do głupot pasują doskonale, wyjazdy ze współpracy.Kolejna przyjaciółka usiłowała zagnieść kluski na DDT. Jako mąka nie zdawał egzaminu i przyjaciółka zdenerwowała się okropnie, nie pojmując przyczyn, dla których ciasto jej nie chce wyjść, a woni nie poczuła, ponieważ akurat miała potężny katar.(.) nadziała się na dziewczynę, golącą kurę żyletką (.). Sięgnął po półlitrową butelkę, nalał rzetelne 50 gramów i mój kumpel rąbnął sobie bez wahania, gry integracyjne. Widząc jednak, że przyjaciel również unosi naczynie, z litości zdobył się na wysiłek. — Nie pij tego. . — wychrypiał rozpaczliwie, szkolenia motywacyjne. Była to bowiem politura do mebli. Butelka z porterówką, identyczna, stała tuż obok. .Sąsiadka mojej matki beztrosko usmażyła placki kartoflane na pokoście. Wywęszyłam pomyłkę ja, wróciwszy ze szkoły, po czym okazało się, że znów dwie butelki, ta z pokostem i ta z olejem jadalnym, stały blisko siebie.W tych samych czasach co DDT przychodziły do nas z odległych krajów różne inne proszki, przeważnie spożywcze. Duże zamieszanie jeszcze trwało. No i przyszła paczka ze Stanów Zjednoczonych do pewnej rodziny. Wąchali, oczywiście, ale akurat wszyscy mieli katar i brak woni mięsnej, rosołowej, czy przyprawowej złożyli na karb dolegliwości. Ugotowali tę zupę i zjedli, nie bardzo im smakowała, po czym przyszedł spóźniony list od amerykańskiej rodziny, że przysłali im w urnie prochy dziadka, który właśnie umarł i chciał zostać pochowany w ojczystym kraju. Do skonsumowania dziadka warszawska rodzina amerykańskiej gałęzi nigdy się nie przyznała.

Gry integracyjne


Całkiem bez kataru natomiast, dwie obce sobie dziewczyny, każda we własnym zakresie, wywinęły prawie jednakowy numer. Ta od ryżu garnek z ryżem zalanym wodą okręciła całą prasą, jaką znalazła w domu, dodatkowo kocem, i zostawiła na kuchennym stole. Oburzenie na idiotyczny przepis również zaprezentowały identyczne.Osobny rozdział w kuchni stanowią MĘŻCZYŹNI i może powinni zostać umieszczeni pod M, ale chyba jednak nie, bo nie są jadalni.Moja rodzona ciotka leżała chora i wuj, jej mąż, miał zalecone zaparzyć dla niej ziółka. . Nie miał wielkich wymagań, ale drobne zastrzeżenie jednak później zgłosił, bo zazwyczaj żona gotowała doskonale. — Zjadłem tę sałatkę z lodówki — powiedział delikatnie. Bił na głowę wszystkie renomowane firmy i nie można go było kupić, bo nie miała prawa produkować na rynek wewnętrzny. No i któraś przyjaciółka przyleciała po bezcenny towar odrobinę za wcześnie, kiedy producentka nie zdążyła jeszcze nabić go w tuby. — Nic nie szkodzi — powiedziała czym prędzej amatorka kosmetyku. Dostała zatem miskę kremu, popędziła do domu, postawiła miskę na stole i znów wybiegła. Wrócił za to jej dwunastoletni syn, jakby nie było, też mężczyzna. W misce została ledwo jedna czwarta, resztę pożarł. Na chwałę kremu należy stwierdzić, że nie zaszkodził mu wcale.Zdarzyło się, że mój własny ojciec został w domu sam, z psem. Siebie karmić jako tako potrafił, z psem było gorzej. Należało mu ugotować makaron. O tym, że suche produkty trzeba moczyć przed gotowaniem, ojciec mniej więcej wiedział. Namoczył zatem ten makaron na 24 godziny i potem ugotował.

Zabawy dla zespołów


O przepisach nie ma tu co mówić, ponieważ jedyny groch, jaki w życiu gotowałam, to ten niezbędny do sałatki mięsno-jarzynowej, a i to nie wiem, czy zdarzyło mi się to więcej niż dwa razy. Przy każdym powrocie ze szkoły, czułam w domu jakąś podejrzaną woń, z dnia na dzień silniejszą, szkolenia z budowania zespołów. Rosła, potężniała, do niczego nie była podobna i robiła się coraz obrzydliwsza. Poczuli ją wszyscy. Podejrzenie padło na sąsiadkę, rozsławioną już plackami kartoflanymi na pokoście, też została obwąchana, nic. W środku znajdował się ugotowany przez ojca groch na ryby. Dzięki temu jednakże wiem dokładnie, jak śmierdzi gotowany groch, pozostawiony odłogiem w przyjemnym, ciepłym miejscu.Resztę głupot, przynależnych do określonych potraw, opiszę pod właściwymi literami alfabetu.GROCHÓWKA w porównaniu z powyższym, stanowi produkt kontrastowy.Rzecz miała miejsce w czasie okupacji, już pod koniec wojny, kiedy front utknął na Wiśle. Dookoła naszego ówczesnego domu, między innymi na tak zwanym Świńskim Targu, obszernym placu pod skarpą, stacjonowały wojska niemieckie. Konwersacja nic mu nie dała, bo on nie mówił po polsku, a ona po niemiecku, każde operowało językiem własnym, rozejrzał się zatem dookoła, chwycił dość duży garnek i wybiegł. Ten duży, czerwony. — Niech się udławi — wyraziła mściwe życzenie moja matka, na garnku kładąc krzyżyk. Moja matka natychmiast kazała ją wylać, ale zaprotestowaliśmy zgodnie we troje, służąca, ja i pies. Ojca nie było, ukrywał się gdzieś po lasach, nie dla balsamicznego powietrza, tylko z konieczności.


Comments are closed.